Językowa corrida

22.03.2024

Było się tu i tam

Dzisiejszą refleksję językową dedykuję „Pilnemu studentowi prawa”, czyli komentatorowi mojego kurierowego felietonu, ukrywającemu się pod takim właśnie nickiem. Pilny student prosi o wyjaśnienie funkcji i miejsca w zdaniu dwóch wyrazów: by i się. Każdy z tych wyrazów zasługuje na oddzielne omówienie, dlatego dziś rozpatrzę tylko zaimek się. Zanim przejdę do właściwego wątku, wyjaśnię, że angielski nick to inaczej ‘pseudonim używany w internecie’, a czasownika dedykować użyłam w tradycyjnym znaczeniu ‘ofiarowywać’, a nie ‘przeznaczać’.

Zaimek się zwykle towarzyszy czasownikowi i komunikuje, że wykonawca czynności sam jej podlega: Myję sięUczesał sięPrzekonała się, albo że jest jej wykonawcą: Zrobi sięByło się tu i tam.  Czasami się stoi przy czasowniku po to, by wzmocnić czynność. Nie ma wtedy charakteru zwrotnego, tylko modyfikuje znaczenie czasownika. Pytać sięwrócić sięchwytać siępatrzeć siękochać się to więcej, intensywniej albo inaczej niż pytaćwrócićchwytaćpatrzećkochać.

Zaimek się jest ruchomym elementem zdania, toteż powinien często zmieniać swoje miejsce. Może stać po czasowniku, i jest to jego najczęstsza pozycja, może też stać przed czasownikiem. W zasadzie może zajmować dowolne położenie, bo tylko dwa miejsca w zdaniu: początek i koniec, są dla niego niewłaściwe. Nie możemy powiedzieć: Się zdarzyło wiele złego, bo się jest formą słabą, a początek zdania wymaga mocnego elementu: Zdarzyło się wiele złego. Postawienie słabego się na początku zdania tworzy szyk nienaturalny dla polszczyzny. Taki szyk możliwy jest tylko wtedy, gdy chcemy wyrazić jakieś emocje albo zażartować: Się porobiłoSię wylałoSię wie!

Koniec zdania to dla zaimka się też nie zawsze właściwe miejsce. Irytujący jest głos w windzie, który informuje, że: Drzwi zamykają się, jakby nie można było nagrać po polsku: Drzwi się zamykają. Niezgrabnie brzmi komunikat: Dzisiejsze zebranie nie odbędzie się, lepiej go sformułować na przykład tak: Informujemy, że dzisiejsze zebranie się nie odbędzie. Rzecz jasna, jeśli zdanie składa się tylko z czasownika i zaimka, to kolejność jest oczywista: Postaraj sięCzęstujcie sięZachmurzyło się.   

We wzorcowo napisanym tekście zaimek się powinien swobodnie po zdaniu wędrować. Najlepszym miejscem jest dla niego pozycja bezpośrednio przed czasownikiem: Uważaj, żebyś się nie skaleczył, może też stać kilka miejsc przed czasownikiem: To się tylko tak panu wydajeNie chcę się z tobą ciągle kłócić. Nie mamy tu jednak żadnego normatywnego rygoru, wszystko zależy od melodii zdania.

Czy stawianie się po czasowniku jest wpływem języka rosyjskiego? Wątpię, bo dziś polszczyzna nie ulega rosyjskim wpływom. To raczej efekt ogólniejszej tendencji do unieruchamiania różnych form językowych. Dotyczy to zwłaszcza cząstek -śmy-ście, które łączymy głównie z czasownikiem: Dobrze zrobiliście, a bardzo rzadko z innymi wyrazami: Dobrzeście zrobili. Dotyczy to także prób nieodmieniania imion, nazwisk i innych nazw, czego aprobować nie można, bo stoi to w jawnej sprzeczności z duchem polszczyzny.

15.03.2024

Nowa wymowa

Pisząc o nowej wymowie, mam na myśli akcentowanie wyrazów. Ktoś by powiedział: a co to za problem? W polszczyźnie akcent jest stały i pada na przedostatnią sylabę.

W zasadzie tak, ale gdyby to była reguła bezwyjątkowa, nie byłoby o czym pisać. Tymczasem mamy od niej kilka odstępstw wynikających z budowy wyrazu i z jego pochodzenia. W wyrazach obcych akcent pada na trzecią sylabę od końca. Dotyczy to zwłaszcza słów zakończonych na -ika, -yka, np. mateMAtyka, poliTEchnika. Na trzeciej od końca akcentowane są niektóre wyrazy zakończone na -um, np. MAksimum, TEchnikum, a także wyrazy zapożyczone, na przykład WAszyngton, uniWERsytetKOmitet.

Akcent na trzeciej sylabie od końca mają też liczebniki złożone: CZTErystaSIEdemset. Wynika to z ich dwuczłonowej budowy, bo gdy oddzielimy formy liczebnika sto-sta-set, to akcent w samodzielnym liczebniku: czterysiedem pozostaje niezmienny. Na trzeciej sylabie od końca akcentuje się czasowniki w liczbie mnogiej czasu przeszłego: POszliśmywiDZIEliście. Zauważmy, że akcent w podstawowych formach czasowników nie zmienia się mimo dołączonych do nich cząstek -śmy, -ście. Na trzecią sylabę od końca akcentowane są też spójniki zawierające cząstki -śmy-ście-by, np. abyśmyżebyściejeślibyjeżeliby.

Jednak różnicowanie akcentów w wymowie nie jest powszechne. Już w latach sześćdziesiątych XX wieku profesor Witold Doroszewski pisał, że „skłonność do przerzucania akcentu na trzecią sylabę od końca jest cechą języka inteligenckiego”. Współcześnie nie mówi się o „języku inteligenckim”, a i pojęcie inteligencji trochę się zmieniło. Dziś mówimy raczej o powszechnym zwyczaju językowym, którym określamy praktykę językową wszystkich mówiących i piszących Polaków. A w powszechnej praktyce wymawianiowej akcent stabilizuje się na drugiej sylabie od końca bez względu na pochodzenie i budowę wyrazu. Wiele osób nad tym ubolewa, ale tej ujednolicającej tendencji już się nie da zatrzymać. 

A jednak coś niespodziewanego i nieprzewidzianego dzieje się w wymowie. Coraz częściej słyszę bowiem akcent stawiany na pierwszej sylabie wyrazu. Już Adaś Miauczyński, bohater „Dnia świra” Marka Koterskiego z rozpaczą mówił, że to wina telewizji, w której mówi się: PRZEdłużająca się wojna zamiast przedłużaJĄca się wojnaPIknikowy nastrój zamiast pikniKOwy nastrójw CAłej Polsce zamiast w całej POlsce. Teraz tę rażącą manierę obserwuję w wypowiedziach prezenterów telewizji i autorów różnych filmików umieszczanych w internecie: CAła Polska BĘdzie dziś SŁOneczna. Albo: EKSpresowe ciasto BEZ mąki. POtrzebujemy budyniu BEZ cukru, który ZNAjdziecie w KAżdym sklepie.

Eliminowanie wyjątków od reguły akcentowania przedostatniej sylaby jest zrozumiałe, bo wynika z językowej ekonomii. Ale maniera przesuwania akcentu na pierwszą sylabę jest zadziwiająca i niepotrzebna. Jeśli chcemy jakiejś różnorodności w akcentowaniu, to różnicujmy go w zgodzie z tradycją i nie twórzmy bytów nad potrzebę.

08.03.2024

Wytknięcie służbowe

Wpadła mi w ręce gazetka z opisem kandydatów w zachodniopomorskich wyborach samorządowych. Nasi przyszli radni w krótkich, samodzielnie sformułowanych notatkach prezentują swoje sylwetki. Czytałam te teksty z zainteresowaniem, jednak lekturę psuła mi przykra usterka, powielona tyle razy, ilu jest kandydatów: nienaturalny szyk imion i nazwisk. Wszystkie bowiem notki opatrzone były najpierw nazwiskiem, potem imieniem kandydata.

Zastanawiam się, co powodowało redaktorami gazetki, że zdecydowali się na takie rażące wykroczenie przeciw regułom języka. Czy rzeczywiście mówią, że będą głosować na Kowalskiego Adama albo Nowaka Jana? Przecież nikt tak nie powie ani nawet nie pomyśli! Możemy powiedzieć: Zagłosuję na Jana Nowaka, możemy też prościej: Zagłosuję na Nowaka. Ale nigdy na Nowaka Jana!

Ten nienaturalny szyk byłby usprawiedliwiony, gdyby owe 49 nazwisk było umieszczonych na liście wyborczej. Ułatwiłoby to wyborcom odnalezienie właściwego nazwiska. Ale nigdy nie powinien się pojawić w tytułach tekstów prezentujących kandydatów! Jest to tak nienaturalne, że sami redaktorzy wpadli w zastawioną przez siebie pułapkę, bo na pierwszej stronie piszą: Sprawdzony prezydent Krzystek Piotr, a na trzeciej: Piotr Krzystek – sprawdzony prezydent. To w końcu jak myślą i mówią?

W 1954 roku profesor Stanisław Urbańczyk opisał historię „kilku energicznych wystąpień w obronie tradycji”. Otóż ówcześni redaktorzy „Głosu Wielkopolskiego” w notatce zatytułowanej „Wstyd” piszą, że na afiszach tramwajowych Domu Książki imiona autorów podano po ich nazwiskach, zamiast przed nazwiskami. W odpowiedzi na tę publiczną krytykę Dom Książki przysłał do redakcji wyjaśnienie, że afisze będą zdjęte i zastąpione innymi, a „w stosunku do pracownika redagującego afisz wyciągnięto odpowiednie wnioski, udzielając mu wytknięcia służbowego”.

Dlaczego szyk: najpierw nazwisko, potem imię jest tak rażący? Przede wszystkim dlatego, że jest sprzeczny z tradycją historyczną i językową. Początkowo mieliśmy tylko imię: Radost, Miłosław. Później do imienia dodawano imię ojca: Adalbert syn Sulena, miejscowość, z której człowiek pochodził: Zbyszko z Bogdańca albo wykonywany zawód: Paweł koniuszy. Później formy odojcowskie: Wojciech Sirakowic (czyli syn Siraka), a także przezwiska: Sulisław Gęba. Jeszcze później – drugą nazwę, najczęściej od nazwy miejscowości, np. Jan z Oleśnicy, Mikołaj Sułkowski (pochodzący z Sułkowic). Dopiero w XVII wieku szlachta zaczyna nosić nazwiska dziedziczone.

Kolejność: nazwisko i imię jest też sprzeczna z powszechnym zwyczajem językowym. Choć współcześnie nie pamiętamy o historii kształtowania się systemu imienniczego, to o sobie samych i o innych osobach mówimy i myślimy utrwalonym szykiem: Adam MickiewiczJózef PiłsudskiOlga Tokarczuk. I nikt nie powiedziałby inaczej! Więc skąd ten samorządowy pomysł, by w gazetce to zmienić? Chyba trzeba komuś udzielić „wytknięcia służbowego”.

01.03.2024

Prawdziwy koszmar

Napisał do mnie silnie wzburzony młody człowiek. Otóż ma on kolegę obcokrajowca, który uczy się języka polskiego. I tenże kolega twierdzi, że nauka naszego języka to „prawdziwy koszmar”! Bo nie dość, że mamy trudny język, to jeszcze według niego na żaden inny język nie ma tak silnego wpływu polityka. I że „w naszym kraju, trzeba używać takich form, na jakie się umówili w gronie politycznym”. Mojemu korespondentowi chodzi głównie o formy feminatywne, których „nie można odnaleźć w słownikach”, o psycholożkęarchitektkępsychiatrkęministrę itp. Jego zdaniem formy te są preferowane przez „lewicowe posłanki”.

O feminatywach pisałam już wiele felietonów, więc tym razem napiszę krótko: to nie polityka ma wpływ na obecność nazw żeńskich w polszczyźnie, tylko my, użytkownicy języka. Język bowiem odzwierciedla życie, a w życiu zawodowym, społecznym i politycznym współczesne kobiety są bardzo aktywne. Chcą być też obecne w języku, stąd polityczkiposłankiprezeskiprofesorki czy rektorki. Utrwalone formy: pani politykpani posełpani prezespani profesorpani rektor są poprawne i właściwe, ale mniej ekonomiczne (dwa wyrazy) i wciąż powielają formę męską. A chodzi o to, by odrzeć nazwy żeńskie z cech pomniejszających i lekceważących. By nie mówić i nie myśleć, że sprzątaczka czy nauczycielka to formy właściwe, a profesorka czy prezeska już nie... To przecież takie same konstrukcje słowotwórcze nazywające zawody albo stanowiska kobiet! A że ich jeszcze nie ma w słownikach? Słowniki tworzy się wolno, a język zmienia się szybko, bo życie przyspiesza...

Mój korespondent zarzuca kobietom hipokryzję: „Czy któraś z tych osób na drzwiach swojego gabinetu używa takich form? Żadna! I to jest właśnie hipokryzja i zakłamanie. Bo nie spotkałem ani ja, ani mój szanowny kolega, który zwrócił na to uwagę, żadnych drzwi z wizytówką: Stomatolożka, Psychiatrka, Politolożka Anna Kowalska. Czyżby nie brzmiało to poważnie?”. Oj, to się koledzy niezbyt pilnie rozglądali! W wielu instytucjach, zwłaszcza w tych, którymi rządzą kobiety, formy żeńskie widnieją na drzwiach gabinetów i na wizytówkach właścicielek. Warto najpierw sprawdzić, zanim się człowiek da ponieść emocjom.

Autor listu staje po stronie cudzoziemców biedzących się nad zawiłościami polszczyzny i pisze tak: „Architektkapsychiatrka – jaki obcokrajowiec to wymówi?!”. A cóż to za argument!? Czy mielibyśmy także wyrzucić z języka chrząszcza, który brzmi w trzcinie, niewymawialnego dla cudzoziemca? Albo zapomnieć o filmowym Grzegorzu Brzęczyszczykiewiczu, który brzmieniem wymyślonego nazwiska doprowadził Niemca do rozpaczy? To byłby dopiero prawdziwy koszmar, polszczyzna bez źdźbłagżegżółki czy brzeszczotu!

Naprawdę, nie szukajmy dziury w całym i doceńmy bogactwo własnego języka, jego wyjątkowość i wspaniałość!  Bo w jakim innym języku dwa obiekty mogą być określane aż tyloma formami niosącymi dodatkowe znaczenia: dwadwajdwóchdwiedwojedwójka? Aż współczuję szanownemu koledze...

23.02.2024

Dzieńdoberek!

- Dzieńdoberek, mam pytanko! – z takimi radosnymi słowami uczeń wkroczył do gabinetu dyrektora szkoły. O czym świadczy forma powitania? Czy o tym, że w szkole panuje przyjazna atmosfera? Czy o radosnym usposobieniu młodzieńca? A może o tym, że młody człowiek jeszcze nie nabył kompetencji komunikacyjnych i nie wie, jakich słów w tej konkretnej sytuacji użyć?

Myślę, że o wszystkim po trosze. Zapewne w szkole uczniowie czują się dobrze, skoro uczeń wybrał taką familiarną formę zwrotu do dyrektora. Na pewno też intuicyjnie wie, że zdrobnienia, których użył, tworzą przyjazną atmosferę. Zabrakło mu tylko wyczucia sytuacji.

Zdrobnienia bowiem mają wiele ograniczeń. Służą głównie do sygnalizowania różnorodnych emocji, a przecież nie w każdej sytuacji można je okazywać. Zdrobnień używa się, by wyrazić miłość, czułość, życzliwość, żartobliwość, ale także uszczypliwość, sarkazm, ironię. Zdrobnienia towarzyszą nam w kontakcie dzieckiem albo ukochaną osobą: czeszemy włoski, masujemy brzuszek, myjemy łapeczki. Stosujemy je, by zbudować pozytywną relację z rozmówcą: przyjaciołom przesyłamy buziaczki, a miłym znajomym pozdrowionka.   

Zdrobnienia mogą być też niebezpieczne, można ich bowiem użyć, by kogoś wyśmiać: bohaterek, hehe, albo kogoś zlekceważyć, zwłaszcza gdy zdrabnia się nazwy narodowości: ŻydekPolaczek. Rzecz ciekawa, że zdrobnienia wyrażające negatywne emocje nie drażnią nas tak bardzo, jak te, które swoją familiarnością skracają dystans. A już najbardziej irytujące są pieniążki! Przyznam, że pieniążki i mnie irytują, choć jestem wielką miłośniczką zdrobnień.

I nie tylko ja. W znakomitej książce „Wszystko zależy od przyimka. Bralczyk, Miodek, Markowski w rozmowie z Jerzym Sosnowskim” nasi wybitni językoznawcy zgadzają się co do tego, że zdrobnienia są wyjątkową właściwością polszczyzny i że nie wszystkie języki mogą się, tak jak nasz, poszczycić całymi ciągami zdrobnień. Więc choć profesor Miodek wiozącemu go taksówkarzowi, który „ma pytanko” odpowiada: „Wolałbym pytanie, wie pan”, to jednak mówi: „Zobacz, że to jest u nas cudowne, że możemy płakaćpłakuniaćpłakusiać, prawda? Lekkoleciutkoleciuteńkolekuchno”.

O polszczyźnie wiadomo, że jest językiem ciepłym, bo jest wytworem naszej „ciepłej” kultury. A jednym ze sposobów ocieplenia kontaktu jest właśnie użycie wyrazów zdrobniałych. Ale uczeń wchodzący do gabinetu dyrektora takich form wyrazowych powinien się wystrzegać. Ta konkretna sytuacja wymaga od niego neutralnych środków językowych, starannego doboru słów, wyrażania emocji w treści, a nie w formie wypowiedzi.

Więc chociaż ani zdrobniałe pytanko, ani żartobliwy dzieńdoberek nikogo nie obrażają, to jednak trzeba je zostawić na inne okoliczności. Do tej konkretnej sytuacji pasuje tylko tak sformułowana wypowiedź: Dzień dobry, panie dyrektorze. Mam pytanie.

16.02.2024

Pański

Na uczelniach trwa sesja, toteż studenci częściej niż zwykle piszą do swoich wykładowców. W e-mailach chodzi o trudne sprawy, nic więc dziwnego, że forma wiadomości jest szczególnie wyszukana. Bywa jednak, że starannie dobierane słowa użyte są niewłaściwie.  

Jedna z piszących osób formułuje swoje pytanie tak: „Chciałabym uprzejmie Panią spytać o sprawę mojej nieobecności na egzaminie z Pańskiego przedmiotu”.  Inna podobnie: „Za wszelkie niedogodności i zamieszanie, jakie moja nieobecność spowodowała, serdecznie przepraszam. Doceniam Pańskie wsparcie i zrozumienie w tej trudnej sytuacji”. Choć e-maile przyszły od różnych osób, to w obu znalazł się ten sam zaskakujący błąd: niewłaściwie użyty przymiotnik pański 

Wyraz pański odnosi się do mężczyzny, do którego się zwracamy i z którym jesteśmy na pan: Pański list był bardzo uprzejmyPańska córka znakomicie zdała egzamin. Słowo to oznaczone jest w słownikach jako książkowe albo nieco przestarzałe. Używamy go rzadko, zwykle zastępujemy rzeczownikiem pan stawianym w dopełniaczu: Pana córka zdała egzamin. W języku potocznym pański pojawia się chyba tylko w humorystycznym cytacie z filmu „Miś”: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?”.  

Przymiotnik pański dotyczy też pana jako dawnego właściciela ziemskiego: Pańskie rozkazy służba spełniać musi. To znaczenie jest także ukryte w znanym do dziś porzekadle: Pańskie oko konia tuczy, którego używamy, by powiedzieć, że sprawy idą lepiej, jeśli ich dogląda zainteresowana osoba. Wyraz pański ma też znaczenie religijne, gdy odnosi się do Boga: Grób PańskiŚwięci Pańscy 

Słowa pański nie można użyć w zwrocie do kobiety choćby z tego względu, że jest przymiotnikiem rodzaju męskiego. (Co prawda współcześnie jest możliwość określania kobiet męskimi przymiotnikami, na przykład Anna Wiśniewska – dyrektor generalny albo Ewa Nowak – redaktor prowadzący, ale wynika to z innych kulturowych powodów). Od słowa pan można utworzyć przymiotnik żeński za pomocą cząstek -in-inypanin albo paniny. Ma on jednak cechy wyrazu przestarzałego, co nie znaczy, że jest niepoprawny. Dziś cząstka -in występuje głównie w nazwach miejscowych: Marysin albo w zroście maminsynek. W języku starannym formy paninpaniny nie są używane, więc w przytoczonych studenckich e-mailach byłyby niewłaściwe.  

Ciekawy jest los słowa pański w nazwie pańska skórka jak nazywano niegdyś ‘miękką słodką masę z cukru, gumy arabskiej i białka dawaną dzieciom jako lek przeciw kaszlowi’. Współcześnie tak nazywa się wyrób cukierniczy ze śmietany, mający postać elastycznej masy. Jak interpretują to historycy języka, nie chodzi tu o pana, tylko o pannę, bo pierwotnie była to panieńska skórka (ze względu na swą delikatność?), ale nazwa skróciła się o jedną sylabę.  

Tak więc wiemy już, że osoby piszące e-maile dokonały niewłaściwego wyboru form adresatywnych. Zwracając się do kobiety, powinny użyć tylko formy pani. Innej możliwości w tej konkretnej sytuacji nie było. 

09.02.2024

Stosowność

Gdy mówimy – zachowuj się stosownie, to myślimy o takim zachowaniu, jakie powinno być w danej sytuacji: odpowiednie do okoliczności, właściwe, adekwatne. Skąd wiemy, jakie powinno być? Musimy sami to ocenić, a narzędzia do oceny daje nam wychowanie, obycie, doświadczenie społeczne.

Pojęcie stosowności odnosi się także do zachowań słownych. Mówić stosownie to dokonywać wyboru środków językowych w zależności od tego, jako kto i do kogo mówimy, a także o czym, po co, kiedy i gdzie mówimy. (Pisząc „mówimy” mam na myśli również pisanie, które dziś często zastępuje rozmowę, np. esemesy, mejle, czaty).

O co chodzi w stosowności?  O to, by mówić i pisać tak, aby nie urazić rozmówcy i nie wywołać nieporozumień. By to, co chcemy przekazać, powiedzieć odpowiednio, z osobistym wyczuciem. Ale jak to zrobić, skoro każdy ma inne wyobrażenie tego, co można i co wypada? Już w starożytności Cyceron mówił, że „Jak w życiu, tak w wymowie, nic nie jest trudniejsze, jak rozpoznać to, co przystoi”.

Weźmy za przykład sformułowanie studentki piszącej wiadomość do wykładowczyni: Z ogromnym żalem zwracam się do Pani w sprawie mojej nieobecności na ostatnich zajęciach i egzaminach. Wyrażenie z ogromnym żalem jest stosowne w sytuacji, gdy opisujemy jakąś stratę, np. Z ogromnym żalem zawiadamiamy o odejściu naszego przyjaciela… Niestosowne jest jego użycie w sytuacji – by tak rzec – podbramkowej, gdy właśnie okazało się, że niespodziewanie nadeszła sesja, na zajęcia się nie chodziło i nie ma podstaw do zaliczenia przedmiotu… Tu raczej, by ociągnąć cel, trzeba było użyć słów rzeczowych, argumentów, a nie emocji i wydumanych fraz. „Nie mów niedbale o poważnych sprawach ani uroczyście o marnych…, nie dołączaj przydawek do lichych wyrazów” – te słowa Arystotelesa idealnie oddają istotę stosowności. Można je zrównoważyć Norwidowskim cytatem: „Odpowiednie dać rzeczy słowo”. Żadnej z tych wskazówek autorka mejla jednak nie uwzględniła…

Niestosowne jest także pomijanie należnych tytułów i nazw godności w sytuacji, gdy są one ważne. Jeśli na sali wykładowej siedzą słuchacze, którzy przyszli na wykład akademicki, to trzeba go zapowiedzieć tak: Wykład poprowadzi pani profesor Jolanta Wysocka, a nie pani Jolanta Wysocka. W tej konkretnej sytuacji tytuł jest ważny. Nie ma natomiast potrzeby używać tytułu wtedy, gdy osoba występuje w sytuacji innej niż zawodowa. Tak są ukształtowane społeczne zwyczaje, które warto respektować.

Stosowność to inaczej takt retoryczny, czyli umiejętność takiego zachowania słownego, by odbiorca nie poczuł się zakłopotany. Stosowna mowa powinna być zgodna z dobrym obyczajem i dobrze przyjmowana przez słuchaczy.

02.02.2024

Strasznie

Czasem lubię rozwiązywać popularne quizy o języku. Nie dlatego, żeby ocenić swoją sprawność językową, tylko dlatego, żeby się dowiedzieć, jakie poglądy na temat poprawności mają twórcy tej zabawy.

Ostatnio na stronie Onetu wpadł mi w oko quiz zapowiadany atrakcyjnie: „Większość z nas źle używa tych słów. 15/15 zdobędą tylko erudyci”. Okazało się jednak, że pytania były bardzo łatwe, bynajmniej nieerudycyjne, więc i zbytniej satysfakcji przy odpowiedziach nie miałam. Jednak mój wynik nie był 100-procentowy, wyniósł 14/15. Czego nie wiedziałam? Otóż źle odpowiedziałam na pytanie o poprawność zdania Strasznie lubię muzykę. Uznałam je za poprawne, inaczej niż twórczy quizu, którzy napisali, że „Strasznie ma pejoratywne znaczenie i nie powinno się nim zastępować słowa bardzo”.

W zasadzie tak, ale nie zawsze. Otóż rzeczywiście przysłówek strasznie, wywodzący się od przymiotnika straszny, określa to, co budzi strach: Zgasło światło i zrobiło się strasznie. Może też zastępować określenia źleokropnieNa egzaminie wypadł strasznieTraktowali ich strasznie. Ale w języku potocznym słowo strasznie często zastępuje inne określenia emocji, na przykład bardzonadzwyczajniezmiernieZrobiło się strasznie późnoStrasznie cię kocham. Czy rzeczywiście pogrozimy palcem ukochanej osobie i powiemy: Nie mówi się strasznie kocham, tylko bardzoogromnienadzwyczaj? Nie ryzykowałabym, a ponadto uważam, że tak się mówi.

O języku nie można myśleć schematycznie. Wystarczy zajrzeć do słownika, by się przekonać, że większość wyrazów ma zróżnicowane znaczenie. Słowa mogą mieć także różne nacechowanie, zależne od kontekstu i intencji mówiącego. Do przełożonego nie napiszemy: Strasznie dziękuję, panie dyrektorze, za docenienie mojej pracy, tylko użyjemy tu mniej emocjonalnego słowa bardzo. Ale przyjaciołom możemy powiedzieć: Strasznie się cieszę, że mnie szef docenił. W wypowiedziach starannych unikamy wyrazów ujawniających emocje, ale na co dzień kochamy emocjonalizmy! Gdy coś jest nie po naszej myśli, to masakra! Jak jest znakomicie, to superekstramega! Przykłady można by mnożyć!

Wyrazy emocjonalne – co zrozumiałe – zużywają się, tracą moc. W moich szkolnych czasach na coś pozytywnego mówiliśmy, że jest w dechę albo wdechowe. Teraz mówi się super, albo zaje…fajnie, albo jeszcze inaczej. Ale są emocjonalizmy ponadczasowe, na przykład fajnie i jego warianty: fajowofajowskofajoskofajniście – w zależności od inwencji słowotwórczej mówiącego. Ponadczasowe jest także słowo strasznie, które w słowniku tzw. warszawskim z 1915 roku zilustrowane jest takimi przykładami: strasznie kochaćstrasznie lubićstrasznie bogaty, wynotowanymi z tekstów XVII-wiecznych.

Tak więc nie wszystko, co się wydaje błędem, jest niepoprawne. Na słowa i ich znaczenia patrzmy szerzej. To kontekst i sytuacja komunikacyjna decydują o ich właściwym użyciu.

26.01.2024

Posłanka

Jak bumerang wracają do mnie pytania o feminatywy, czyli żeńskie nazwy stanowisk i zawodów. Temu językowemu problemowi poświęciłam już kilka felietonów, ale wypowiem się jeszcze raz (być może nie ostatni).

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że rodzaj gramatyczny jest cechą polszczyzny. W grupie rzeczowników osobowych na równych prawach występują dwa rodzaje: męski i żeński, na przykład: nauczyciel i nauczycielka, aktor i aktorka, sprzedawca i sprzedawczyni, mistrz i mistrzyni, pan i pani, Polak i Polka, Norweg i Norweżka. Równowaga rodzajowa do połowy XX wieku nie budziła wątpliwości. Nazwy męskie nazywały mężczyzn, nazwy żeńskie – kobiety. Dopiero w połowie XX wieku zaczęła się blokada nazw żeńskich. Wtedy to nazwy męskie zyskały prawo obejmowania swym zakresem obie płcie. Więc lekarzem, gościem, politykiem, ministrem można nazwać i mężczyznę, i kobietę. Jak widać, nasze językowe sympatie i antypatie mają pozajęzykowe źródła i przyczyny.

Bardzo ciekawe dane ilustrujące te procesy podaje profesor Marek Łaziński. Otóż w debatach parlamentarnych z lat 1919–1939 wyraz posłanka występuje 144 razy, senatorka 163 razy. W debatach sejmowych z lat 1947–1956 posłanka pojawia się 160 razy, ale w latach 1957–1968 już tylko 68 razy, w latach 1969–1979 – 57 razy, a w latach 1980–1988 jedynie 50 razy. W latach osiemdziesiątych posłankę zastąpiło połączenie pani poseł.

Co nam mówi owo badanie? Otóż to, że posłanka jest neutralną formą językową, ale w zależności od pozajęzykowych uwarunkowań raz jest używana, a innym razem nie. Podobnie jest z innymi nazwami żeńskimi, neutralnymi pod względem cech systemowych polszczyzny: gościni, prorokini (notowane w starszych słownikach języka polskiego), doktorka, docentka (używane w I połowie XX w.) itp. W końcu wieku XX wyszły one z użycia nie dlatego, że stoją w sprzeczności z regułami języka, tylko dlatego, że męskie formy zaczęły być uznawane za lepsze, za – jak dziś powiedzielibyśmy – prestiżowe.

Nieco inny problem jest z nazwą ministra. To bodaj jedyna forma sprzeczna z modelem słowotwórczym, zgodnie z którym żeńskie rzeczowniki osobowe tworzy się za pomocą formantów -ka (aktorka), -ini/-yni (prorokini, mistrzyni), -ica (siostrzenica). Z tego powodu systemową formą byłaby ministerka. Ale ministerka nam się nie spodobała, więc jest znacznie rzadziej używana. Częściej widać i słychać nazwę ministra występującą obok połączenia pani minister.

„Czy formy ministra, psycholożka, socjolożka mają już status normy wzorcowej czy tylko użytkowej?” – pyta internauta. Na pewno feminatywy utrwalają się w uzusie, który ma wpływ na kształt normy językowej. Współcześnie zaciera się podział na normę wzorcową i użytkową, a o użyciu jakiejś formy decyduje przede wszystkim sytuacja komunikacyjna. Więc to do nas należy decyzja, czy, kiedy i jakiej formy żeńskiej chcemy użyć.

19.01.2024

Turbo, trans

Tytułowe słowa do niedawna występowały w polszczyźnie wyłącznie jako cząstki wyrazowe, przedrostki o ściśle określonym znaczeniu.

Łacińskie turbo to 'obrót; wir’, ale też ‘cyklon, burza’. Jako pierwszy człon nazwy złożonej wskazuje na jej związek znaczeniowy z ruchem wirowym lub z „wirującą” turbiną: turbosprężarkaturbodoładowanieTurbo notowane jest też w słownikach jako samodzielny wyraz potoczny, informujący o tym, że jakieś urządzenie jest wyposażone w turbosprężarkę: silnik turbopiece turbo.

Cząstka trans, również łacińska, oznacza ‘przez, poprzez, poza, za, z tamtej strony’, np. transoceanicznytranskontynentalnytranspłciowy. Jako samodzielny wyraz występuje w dwóch zbliżonych znaczeniach. Metaforycznie ujmuje ‘stan psychiczny, w którym człowiek ma ograniczoną świadomość i ograniczoną wolę’, np. trans hipnotyczny, oraz ‘stan podniecenia i niepokoju, wywołujący wzmożoną energię i podniecenie’: żyć w transie.

Zarówno trans i turbo, jak i inne słowa pierwotnie będące cząstkami wyrazowymi, stały się samodzielnymi wyrazami. Odrębnymi określeniami są: superekstramegaekowegeminimaksimakro itp. Możemy powiedzieć (i napisać): pomysł superwydarzenie megasukienka minizarobki ekstraprodukty ekodieta wege itp. Gdy jednak chcemy przestawić szyk wyrazów, to pojawiają się wątpliwości ortograficzne. Jak napisać: wege dieta czy wegedietaeko produkty czy ekoproduktyturbo zespół czy turbozespółtrans kobieta czy transkobieta?

Obowiązujące zasady ortograficzne, które uznają te wyrazy za przedrostki, nakazują pisownię łączną, tak jak łącznie piszemy słowa: antymateriabioróżnorodnośćsupermocarstwo itp. Jednak reguły sformułowane wiele lat temu nie przewidziały usamodzielnienia się niektórych cząstek wyrazowych. Stąd rozdźwięk między zasadami a praktyką, czego dowodzą liczne przykłady. Swego czasu pewien bank reklamował oferowany kredyt hasłem mini ratka. Redaktor dużego wydawnictwa pyta, czy można zaakceptować pisownię trans kobietatrans kobiecość, przy której obstaje autorka tekstu. Autorzy szczecińskiego zespołu  Curcuma swojej ostatniej płycie nadali tytuł: Nowa Era Turbo Kobiet (pomińmy kwestię wielkich liter).

Faktycznie, wszystkie przykłady mają pisownię niezgodną z obowiązującą regułą. Ale czy miniratka jest równie perswazyjna jak mini ratka? Czy zapis transkobieta  nie „chowałby” kobiety za słowem trans? Czy tytuł: Nowa Era Turbokobiet w takim samym stopniu komunikowałby, że mowa o kobietach, kobietach jak burza, o kobietach turbo, o turbo kobietach?

Chyba przyszedł czas, by w kwestii pisowni usamodzielnionych przedrostków panowała dowolność. Jestem jej rzeczniczką.

Używamy plików cookies, aby zapewnić najlepszą jakość. Kontynuując korzystanie z naszej strony, zgadzasz się z naszą polityką dotyczącą plików typu cookies.