Językowa corrida

17.03.2023

Jeszcze o apostrofie

Tyle wskazówek w poradniach językowych, tyle zasad w słownikach, a ludzie wciąż nie wiedzą, jak stosować apostrof. Może dlatego, że tych porad nie czytają i do słowników nie zaglądają? Zajrzą co najwyżej do internetu, a tam, jak wiadomo, jest wszystko! I formy poprawne, i niepoprawne. Tymczasem o apostrofie warto wiedzieć nie tylko to, w którym konkretnie słowie go zastosować, lecz także to, dlaczego musi się pojawić w zapisie różnych typów nazw.

Otóż apostrofu używa się wtedy, gdy chcemy po polsku zapisać formę gramatyczną jakiegoś obcego słowa, najczęściej nazwy własnej. Od razu powiem, że wszystkie obce słowa mogą w polszczyźnie „się odmieniać”, czyli przybierać odpowiednie formy fleksyjne, jeśli tylko ich wymowa na to pozwala. A w większości pozwala. Odmieniamy więc imiona, np. Willy, Jacques, George, i nazwiska, np. Wilde, Kennedy, Rabelais, a także nazwy pospolite, na przykład college. O wyborze wzorca odmiany decyduje mówiona postać tych nazw. Jeśli nazwa w wymowie kończy się na spółgłoskę, odmienia się jak rzeczownik męski, jeśli na samogłoski -y, -i, -e – ma odmianę przymiotnikową. Można to ująć w trzy podstawowe zasady.

Po pierwsze, jeśli obca nazwa jest zakończona literą -y wymawianą jak [y] lub [i], a do wyrazu dodajemy końcówki przymiotnika, to stawiamy je po apostrofie: Willy, Willy’ego, Willy’emu; Kennedy, Kennedy’ego, Kennedy’emu. Od tej zasady jest jednak kilka wyjątków. Apostrofu nie wstawiamy wtedy, gdy wygłosowe -y odczytywane jest jak -j, np. Boy – Boya, Disney – Disneya. Tej zasadzie nie podlegają też nazwiska węgierskie zakończone na -y, np. Horthy, Horthyego (przyczyny nie znam).

Po drugie, apostrof jest potrzebny, gdy obca nazwa kończy się na nieme -e, czyli takie, które jest zapisane, ale którego nie wymawiamy: Wilde [łajld], Wilde’a, Wilde’owi, George [dżożdż], George’a, George’owi. Stawiamy apostrof także przed polską końcówką dodaną do nazw zakończonych na niewymawiane -es: Jacques [żak], Jacques’a, Descartes [dekart], Descartes’a.

Po trzecie, stawiamy apostrof, gdy wyraz w pisowni kończy się na spółgłoskę, w wymowie zaś na samogłoskę -e, dlatego podlega odmianie przymiotnikowej: Rabelais [rablé], Rabelais’go, Rabelais’mu. W takich nazwach pomijamy -e w końcówce, bo jest już ono w temacie wyrazu.

Apostrof znika w miejscownikowych formach niektórych nazw, bo tu końcówka łączy się z tematem wyrazu w naturalny dla polszczyzny sposób. Piszemy więc o Willym, Kennedym, Wildzie, Joysie, Robespierze.

Czy te zasady pisowni są łatwe? Absolutnie nie! Sama nieustannie zaglądam do słowników lub szukam odpowiedzi w poradniach językowych. To jedyny sposób, by w trudnych formach nie popełnić błędu i się czegoś nowego nauczyć. A jak już jestem całkiem pewna pisowni, to… sprawdzam ją raz jeszcze! To dobry patent na ugruntowanie wiedzy.

10.03.2023

Kosmetyczka i kosmetyk

Święto kobiet uaktywniło dyskusję o żeńskich nazwach zawodów i stanowisk. I znów pytano: a po co, dlaczego, a skąd ta prezydentka, premierka, starostka, profesorka, gościni, naukowczyni, mistrzyni? I od razu oceniano: że śmieszne, dziwne, niepotrzebne, nienaturalne.

Najbardziej rozbrajająca w tej dyskusji jest opinia, że są to formy „nienaturalne”. Naprawdę tak myślimy? Wszak rodzaj gramatyczny jest naturalną cechą polszczyzny! W trzech rodzajach występują różne części mowy: zaimki – on, ona, ono, przymiotniki: mały, mała, małe, czasowniki – był, była, było. Także niektóre rzeczowniki mogą mieć dwa rodzaje gramatyczne w zależności od tego, kogo określają. On to lekarz, pisarz, aktor, sprzedawca, woźny, Polak, Norweg, ona – lekarka, pisarka, aktorka, sprzedawczyni, woźna, Polka, Norweżka. I wiele, wiele innych.

Czy te żeńskie rzeczowniki są naprawdę dziwne i nienaturalne? Czy powiedzielibyśmy, że Krystyna Janda to świetna aktor, a Olga Tokarczuk to znakomita pisarz? Rzecz jasna – nie! Uznalibyśmy je za nienaturalne, i słusznie! Połączenia rzeczownika męskiego z przymiotnikiem lub czasownikiem żeńskim: mądra prezes, doktor powiedziała gramatycznie zgrzytają, mimo to akceptuje je norma, bo utrwaliły się w powszechnym zwyczaju językowym. Ale traktujemy je wybiórczo: miła dyrektor – tak, a znana piosenkarz – nie. Czy to nie dziwne?

A może niechęć do feminatywów wynika z przyczyn pozajęzykowych? System polszczyzny pozwala na tworzenie form żeńskich od wszystkich męskich nazw stanowisk i zawodów. Na przeszkodzie stoją więc jedynie nasze uprzedzenia i tradycyjne myślenie. Tylko w umysłach współczesnych Polaków jest ugruntowane przekonanie, że męskie nazwy nobilitują kobiety, a żeńskie je ośmieszają. Dawniej feminatywy nie były ani śmieszne, ani niepotrzebne. W słowniku polszczyzny XVI-wiecznej są notowane takie żeńskie formy, jak: badaczka, dobrodziejka, gościa, kramarka, mistrzyni i mistrzynia, łotryni, morderka. Forma gościni notowana jest w słowniku języka polskiego z 1900 roku. A w Ewangelii św. Łukasza jest prorokini Anna.

Więc nie ma co się obrażać na feminatywy. One po prostu są, a ich użycie jest dobrowolne. Powiem potocznie: chcesz – używaj, nie chcesz – nie używaj, ale pozwól innym na swobodny wybór. Równouprawnienie w życiu społecznym jest faktem, zatem i w języku jest potrzebne.

Mogą o tym świadczyć wysiłki panów, którzy uprawiają zawody związane dotąd wyłącznie z paniami. Jak brzmią męskie formy od nazw niania, przedszkolanka, kosmetyczka? Najprościej jest z formą nianiek, trochę trudniej z formą przedszkolanin (tworzy ją formant –anin). A co z męską formą kosmetyczki? Poprawny jest kosmetyk. I nieważne jest, że kosmetyk to krem lub tonik. Wszak kosmetyczka to i kobieta, i mała torebka. A przecież nie przeszkadza nam pilot – lotnik i pilot – urządzenie…

03.03.2023

Nie mam nic

Dwa zaimki: co i nic budzą niekiedy wątpliwości poprawnościowe. Które sformułowania są poprawne: Co chcesz czy Czego chcesz?Nic nie chcę czy Niczego nie chcę?Nie mam nic czy Nie mam niczego?

Wiemy, że zaimek co ma w dopełniaczu postać czego. Zgodnie z regułą gramatyczną trzeba więc powiedzieć: Czego chcesz?Czego się napijesz?, Czego pani sobie życzy?. Zastępowanie dopełniacza czego biernikiem coCo się napijesz?, Co sobie pan życzy? jest naruszeniem normy językowej. W języku potocznym akceptowane są jedynie ekspresywne sformułowania: Co chcesz?Co tu chcesz?, jednak polszczyzna staranna i tu wymaga dopełniacza: Czego chcesz?Czego tu chcesz?. 

W bierniku używamy zaimka co w konstrukcjach zaprzeczonych: Nie miał co jeśćNie miał co robić. Wyraz co może być również partykułą pytającą, zastępującą – tylko w języku potocznym – wyrazy dlaczego, po co, w jakim celu: Co się tu kręcisz?, Co on się dzisiaj tak wystroił?.

W nieco bardziej skomplikowanych okolicznościach łączy się z zaprzeczonym czasownikiem zaimek nic. W dopełniaczu może występować w dwóch obocznych formach: nic i niczego. Można powiedzieć: Nic nie rozumiem i Niczego nie rozumiemNie było tam nic godnego uwagi i Nie było tam niczego godnego uwagi. Konstrukcje: Nic nie rozumiemNic nie powiedział są krótsze, przez to ekonomiczniejsze, więc częściej używane. Konstrukcje: Niczego nie rozumiem, Niczego nie powiedział są wyrazistsze i staranniejsze. Tylko przy czasownikach mających znaczenie ujemne lub przeczące używamy wyłącznie formy niczegoNiczego nie zabraniam, Niczego nie zapomniałamOn nie odmawia sobie niczego.

Bardzo ciekawie o wyrażeniach z formami nic i niczego pisze Witold Doroszewski w I tomie „O kulturę słowa”: „Z dwóch wyrażeń: nie mam niczego i nie mam nic lepsze jest to drugie. Nie pozostaje ono w sprzeczności z zasadą, wymagającą dopełniacza po czasowniku zaprzeczonym, bo samo nic jest historyczną formą dopełniacza (…). Skłonność do mówienia: nie mam niczegoniczego nie można dostać mają albo osoby pozostające pod wpływem języków ruskich, albo też skrupulanci, którzy wiedząc, że po czasowniku zaprzeczonym powinien być dopełniacz, ale nie wiedząc, że nic jest historycznym dopełniaczem, unikają formy nie mam nic – i w przekonaniu, że tak będzie lepiej, mówią nie mam niczego”.

Warto też wiedzieć, że jeśli nic stoi przy zaprzeczonym czasowniku, to pełni funkcję przysłówka wzmacniającego moc czasownika: Łzy nic tu nie pomogąNic nie szkodziNic się nie stało. 

24.02.2023

Mój przyjaciel przecinek

O przecinku mogę pisać w nieskończoność, bo go lubię i się z nim przyjaźnię. To ważny, chociaż niełatwy znak interpunkcyjny. Ważny – bo od niego zależy przejrzystość i sens tekstu. Niełatwy – gdyż nie zawsze mieści się w sztywnych regułach pisowni, które przyswoiliśmy w szkole.

Żeby właściwie postawić przecinek, trzeba rozumieć zdanie, które tworzymy. Ogólna zasada mówi, że stawia się go przed spójnikami, np. aabyalebobowiemchociażczylidlategogdyżilejednakjeślilecznatomiastponieważtoteżtymczasemwięczaśże i jeszcze innymi. Czasem jednak przecinek lubi po zdaniu wędrować.

Na swobodę możemy sobie pozwolić na przykład wtedy, gdy w zdaniu złożonym występuje spójnik bowiem. Dziś możemy ów spójnik postawić na miejscu pierwszym: Nie pracował, bowiem miał bogatych rodziców, albo tradycyjnie na drugim miejscu w zdaniu podrzędnym: Nie pracował, miał bowiem bogatych rodziców. Drugie zdanie ma szyk klasyczny, pierwsze – szyk współczesny, ujednolicający miejsce spójnika w zdaniach podrzędnych.

Podobnie się dzieje ze spójnikiem zaś, który wcześniej stał zawsze na drugim miejscu:  Pewne fakty nabierają znaczenia, inne zaś tracą, a dziś może stać także na pierwszym: Pewne fakty nabierają znaczenia, zaś inne tracą. Wkucie na pamięć zasady, że przecinek zawsze stoi przed spójnikiem, prowadzi na manowce, bo nie ma sensu zdanie: Pewne fakty nabierają znaczenia inne, zaś tracą.

Dlatego z dużą ostrożnością należy podchodzić do internetowych porad pochodzących z nienaukowych źródeł. Taką poradę znalazłam na stronie „Do kariery”: „Zawsze stawiaj przecinek przed: alegdyżleczżeboktóryponieważwięc”. Czy rzeczywiście? A jeśli zdanie brzmi tak: Nie zarobił zbyt dużo, musiał więc zrezygnować z wakacji? Przecież nie postawimy przecinka przed spójnikiem więc, bo stoi on na drugim miejscu w zdaniu podrzędnym. Lepiej zapamiętać zasadę, że przecinek oddziela zdania składowe.

Podobnie niefortunne jest przekonanie autora porady, że przecinek zawsze stoi przed że i przed który. Jeśli owe spójniki wprowadzają zdania podrzędne, to owszem, stoi, np. Myślałam, że napiszesz listNie wiem, która wersja jest prawdziwa. Jednak spójniki który i że mogą się łączyć z partykułami i innymi spójnikami, a wtedy przecinek cofamy i stawiamy go przed całym wyrażeniem: Nie chciał się położyć, mimo że był śpiącyProwadził śledztwo, podczas którego dotarł do wszystkich świadków.

Równie nieprawdziwe jest uogólnione zalecenie, by nie stawiać przecinka przed spójnikami aniorazlubalboialboniżtudzież. To także zależy od budowy zdania, np. Zabierzemy ze sobą Anię, która już tu jest, albo poczekamy na JolęPójdę na pocztę, która jest za rogiem, i wyślę list.

Przecinek sprawi nam mniej kłopotów, gdy postaramy się zrozumieć strukturę zdania. Warto też zaglądać do słowników lub do zasad pisowni na stronie https://sjp.pwn.pl/zasady 

17.02.2023

Trzy paczki

Do napisania felietonu sprowokował mnie wierszyk zapraszający na spotkanie ze szczecińskim politykiem. Plakat z wierszykiem zamieszczony na facebookowej stronie polityka wyglądał tak: „Kto w Tłusty Czwartek zje paczka o świcie, będzie miał słodkie życie”.

Trochę trwało, zanim dotarł do mnie sens tej rymowanki. Bo o czym myślimy, gdy widzimy słowo paczka? Ja myślę o paczce. I dziwię się, że stoi w sąsiedztwie słowa zje. Oczywiście, szybko zrozumiałam, że chodzi o pączka, ale przez brak ogonka przy literze „a”, zamiast o polityku rozdającym pączki, pomyślałam o paczce. A chyba nie o to autorom plakatu chodziło.

Ogonki, kreseczki, kropeczki przy literach to nasza polska specjalność i – ostatnio – polska zmora. Od czasu, gdy zaczęliśmy pisać na klawiaturze, często je gubimy, bo wymagają większego wysiłku. Trzeba nacisnąć dwa klawisze, żeby zapisać ą, ę, ż, ć, ń, ó, ś, ź, ł. Dwa klawisze? Ojej, to za dużo! Przeciez mozemy pisac tak, gdyz gwizdzemy na jasnosc przekazu, niech sie czytajacy glowia, co autor mial na mysli!

Tak, niestety, piszą ci, którzy nie myślą o jasności tekstu, tylko chcą jak najszybciej wyrzucić z siebie myśl zapisaną byle jak. A przecież jest różnica między wyrazami sad i sąd, kapie i kąpie, paczki i pączki, laska i łaska, len i leń. Znaki diakrytyczne, bo tak nazywają się owe kreseczki i ogonki, różnicują sens słów, ułatwiają odbiór tekstu. Ich brak powoduje, że z trudem przedzieramy się przez litery, mozolnie poszukując znaczenia.

Jasne, że rozumiemy sens zdania z literami pozbawionymi „ogonków”. Wszak rozumiemy także słowa z poprzestawianymi literami, np. Zdognie z nanjwoymszi baniadmai perzporawdzomyni na bytyrijskch uweniretasytch nie ma zenacznia kojnoleść ltier przy zpiasie dengao sołwa. Czytając, nie koncentrujemy się bowiem na pojedynczych słowach, tylko odbieramy tekst całościowo. Więc skoro rozumiemy przekaz tak wykoślawiony, to świetnie poradzimy sobie z tekstem bez znaków diakrytycznych.

Tylko czy zawsze chodzi jedynie o przekaz informacji? Czy estetyka tekstu nie jest równie ważna? I poszanowanie tradycji? Znaki diakrytyczne, owe ogonki, kropeczki i kreseczki zaczęto dodawać do liter łacińskiego alfabetu prawie 1000 lat temu, bo łacińskie znaki nie oddawały złożoności polskiej mowy. Mamy się ich pochopnie pozbywać, bo piszącym nie chce się przycisnąć dwóch klawiszy? Albo lekceważą konieczność przeczytania tekstu przed jego upublicznieniem?

Przed dziesięcioma laty Rada Języka Polskiego zainicjowała kampanię informacyjną pod tytułem „Język polski jest ą-ę”. Jej główna myśl jest wciąż aktualna: nieużywanie znaków diakrytycznych prowadzi do zaniku wyróżnialności języka polskiego. Ogonki, kropeczki, kreseczki przy literach to nasze dziedzictwo kulturowe, które każdy z nas przekazuje następnemu pokoleniu Polaków. Mamy więc do odegrania ważną rolę!

To kto z Państwa zjadł wczoraj trzy paczki?

10.02.2023

Paczkomat - nie odmieniać?!

Ale afera językowa! Znana firma InPost domaga się, żeby nie odmieniać wyrazu paczkomat!

Jak donosi „Gazeta Prawna” z 7 lutego br., InPost wysyła swoim kontrahentom wiadomość o takiej treści: Korzystaj z poprawnej formy i nie odmieniaj znaku towarowego Paczkomat®. W razie potrzeby znak towarowy Paczkomat® poprzedź słowami „urządzenie/automat” i odmieniaj wyłącznie to słowo (np. Lista dostępnych urządzeń Paczkomat®). Skąd taki pomysł? Ano stąd, że InPost w 2009 r. zastrzegł nazwę Paczkomat jako własny znak towarowy. A tymczasem Poczta Polska złożyła wniosek o unieważnienie  prawa ochronnego nazwy Paczkomat, bo też chce wprowadzić automaty do odbioru i nadawania paczek.

Mniejsza o walkę firm o ich własne zyski. Ciekawszy jest tu problem językowy, który ma dwa aspekty: znaczeniowy i gramatyczny. Czy wiedzieli Państwo, że paczkomat jest nazwą zastrzeżoną? Ja nie wiedziałam. Wszak paczkomat jest jednym z elementów rozbudowującej się serii neologizmów utworzonych za pomocą cząstki -mat: bankomat, biletomat, kaczkomat, kawomat, książkomat, mlekomat, jajomat, chlebomat, wodomat, a nawet urzędomat, wpłatomat, skarbomat i wiele innych. W ekonomiczny sposób nazywają one automatyczne urządzenia, do których można coś włożyć i coś z nich wyjąć. Prawdopodobnie wzorcem dla tych nazw stał się automat, łacińska pożyczka z greckimi korzeniami, niosąca znaczenia: sam, samoczynny, samoporuszający się.

Nawet jeśli paczkomat jest nazwą własną, to już na pewno przeszedł proces apelatywizacji. Tak językoznawcy nazywają sytuacje, w których nazwa własna utraciła cechy  jednostkowe i stała się wyrazem pospolitym odnoszącym się do całej grupy produktów danego typu. Przykładem może być nazwa adidasy, określająca wszystkie buty sportowe, choć pierwotnie przynależna tylko butom niemieckiej firmy Adidas. Podobnie jest z paczkomatem, jak nazywamy każdy paczkowy automat, bez względu na to, czy jego właściciel ma prawo do nazwy, czy nie.

Drugim aspektem tego językowego zamieszania jest kuriozalne żądanie właściciela InPostu, by nazwy paczkomat nie odmieniać. Co prawda, widzimy tendencję do nieodmieniania nazw firmowych w różnych marketingowych komunikatach, jednak w żywym języku to nie działa! Jak to, nie odmieniać!? To ja idę po paczkę do paczkomat? A swoją paczkę umieszczam w drugim paczkomat? Bo paczkomat są już wszędzie? Toż to absurd! Nawet InPost pisze do nas, że „Twoja przesyłka jest nadana w Paczkomacie. Przekieruj ją bezpłatnie do pobliskiego Paczkomatu”.

Użytkownikom języka nie da się narzucić niczego, czego sami by nie chcieli. Więc InPost musi wymyślić dla siebie inną strategię chroniącą jego interesy. Ta, którą wybrał, nie przyniesie żadnych efektów.

03.02.2023

Prześliczny

Do uniwersyteckiej poradni językowej przyszedł ciekawy e-mail. Jego autorka pyta, czy i jak stopniuje się w języku polskim przymiotniki, które brzmią zdrobniale, np. nowiusieńki, malusieńki: „Jeśli coś jest nowe, może być też nowsze – pisze. Jeśli coś jest nowiusieńkie, bo kupione wczoraj, to czy może być bardziej nowiusieńkie, gdy jest kupione dziś? Chciałabym się również dowiedzieć – pyta dalej – czy można stopniować przymiotnik prześliczny, a jeśli nie, to dlaczego”.

W zasadzie stopniowanie przymiotników (a także przysłówków), dające większe możliwości opisywania świata i wyrażania emocji, jest łatwe i intuicyjne. Bo spójrzmy: ktoś jest miły, inny jest milszy, a jeszcze inny – najmilszy. Coś jest dobre, coś – lepsze, a inne – najlepsze. Książka jest interesująca, inna książka – bardziej interesująca, a jeszcze inna – najbardziej interesująca.

Te trzy sposoby stopniowania przymiotników pozwalają w różnych formach gramatycznych wyrazić natężenie cechy określanej przez przymiotnik. Stopniowanie proste to słowotwórcze modyfikacje form przymiotnika za pomocą przyrostka -szy (milszy) lub -ejszy (zimniejszy) i przedrostka naj- (najmilszy, najzimniejszy). Niektóre przymiotniki mogą mieć w stopniu wyższym i najwyższym dwie formy: gęstszy i gęściejszy, tłustszy i tłuściejszy. Te pierwsze są uznane za staranne, drugie zaś – za potoczne. Niektóre mogą się stopniować prosto, ale z jakichś powodów tego unikamy. Na przykład przymiotnik miękki przybiera formy: miększy, najmiększy (ale nie miękciejszy i najmiękciejszy!), są one jednak wypierane przez formy opisowe: bardziej i najbardziej miękki.

Ze stopniowaniem opisowym idzie nam znaczenie łatwiej. Nic dziwnego, bo wszelkie działania słowotwórcze wykonujemy tu nie na przymiotniku, tylko na przysłówku: bardzo, bardziej, najbardziej, podczas gdy przymiotnik nie zmienia swojej formy. Ten rodzaj stopniowania, co przyznaję z żalem, dominuje we współczesnym zwyczaju językowym.

Ciekawe, chociaż najrzadsze, jest stopniowanie nieregularne, ponieważ w stopniu wyższym i najwyższym występuje inny wyraz niż w stopniu równym: dobry, lepszy, najlepszy; zły, gorszy, najgorszy; duży, większy, największy. Równie ciekawe jest to, że od kilku przymiotników nie tworzymy stopnia wyższego, choć tworzymy stopień najwyższy: ukochanynajukochańszy, przeróżnynajprzeróżniejszy, rozmaitynajrozmaitszy.

Do nietypowych przymiotników należą też te, które się nie stopniują, i o takie właśnie pyta nasza korespondentka. Prześliczny, nowiusieńki, malusieńki to przymiotniki relacyjne, zwane też gradacyjnymi. Nazywają cechy obiektów wynikające z ich relacji do innych cech albo z porównania z cechą neutralną. Prześliczny jest już swego rodzaju stopniem wyższym od śliczny, a nowiusieńki od nowy. Tyle że w formach prześliczny, nowiuśki, nowiusieńki nie stopniujemy cechy przedmiotu, ale swoje emocje. 

27.01.2023

Ja, mnie, mi

Formy gramatyczne zaimka osobowego ja nie dają nam spokoju. Trudno się dziwić, bo jest to zaimek, który występuje pod różnymi postaciami, a ich użycie zależne jest od sensu zdania i jego intonacji.

Forma ja pojawia się tylko w mianowniku. W pozostałych przypadkach przybiera inną postać: w dopełniaczu, celowniku, bierniku i miejscowniku – mnie, w narzędniku – mną. Biernik miał też jeszcze formę mię, ale się zestarzała i dziś nie jest używana. A celownik ma dwie równoważne formy: mnie i mi, i to one nie dają nam spokoju. Są równoprawne, zależne jednak od miejsca, w którym je postawimy.

Na początku zdania stawiamy zawsze mocne, dłuższe formy zaimków: Jego tam widziałam, Tobie o tym mówię, Mnie się to nie podoba. Czy w tych zdaniach zamienilibyśmy mocne jego, tobie na słabe go, ci? Jasne, że nie! Ale już przy zaimkach mnie i mi nie mamy takiej pewności. Obserwacja zwyczaju językowego rodaków dowodzi wręcz, że wolimy tworzyć zdania z początkowym mi, np. Mi się to podoba niż zdania z początkowym mnie: Mnie się to podoba. Chociaż nikt by raczej nie powiedział: Go widziałam, Ci o tym mówię.

 Wyjaśnienia tej sytuacji są co najmniej dwa. Pierwsze to potrzeba ekonomizacji języka i wypowiedzi. Byłby to idealny stan rzeczy: do jednego przypadka gramatycznego przypisana jest jedna forma zaimka! Tym można by tłumaczyć zanik biernikowej formy mię i zwycięstwo formy mnie. Tym można też wyjaśnić „walkę” formy mi z formą mnie w celowniku i stopniowe przechylanie szali na korzyść formy mi.

Drugim powodem powolnej dominacji celownikowego mi nad mnie jest potrzeba większej różnorodności form wyrazowych. Zwróćmy uwagę, że forma mnie występuje aż w czterech przypadkach gramatycznych! Więc jeśli mamy wybór, to wybieramy tę, która jednoznacznie wskazuje na celownik.

Czy jednak warto się pozbywać celownikowego mnie? Jestem pewna, że byłaby to strata dla języka. Formy mnie używamy bowiem wtedy, gdy stoi w zdaniu na pozycji akcentowanej i dotyczy osoby mówiącej. W zdaniach: Daj to mnie, Mnie to daj mowa jest o osobie, której coś trzeba dać. W zdaniu: Daj mi to mowa jest o czynności dawania,  dlatego akcentujemy czasownik, a zaimek mi stoi na pozycji nieakcentowanej. To subtelność wyrażona formami gramatycznymi, a nie taka, której się trzeba domyślić.  

Ale niektórzy trochę się gubią w tych zaimkowych zawiłościach, jak mój korespondent, który pyta: „Dlaczego ja mówię: Wydaje mi się lub Mi się wydaje, bo przecież komu? czemu? coś może się wydawać, a wkoło słyszę: Mnie się wydaje lub Wydaje mnie się, skoro to odpowiedź na pytanie biernika kogo? co?”.

My już wiemy, że mnie może być i celownikiem, i biernikiem. I wiemy, kiedy użyć sformułowań: Wydaje mi się i Mnie się wydaje. I że: Wydaje mnie się jest niepoprawne, bo mnie nie stoi tu na pozycji akcentowanej. A korespondentowi odpiszę, że choć rzeczywiście ludzie mówią: Mi się wydaje, to wciąż nie jest to najlepsza polszczyzna.

20.01.2023

Dzióbek w dzióbek

Jak pisać dzióbek? Takie pytanie zadają sobie uczestniczki konkursu na najładniejszy patchwork, odbywającego się pod hasłem „Dzióbek w dzióbek”.

Warto wyjaśnić, że angielskie słowo patchwork to ‘kompozycja ze zszytych kawałków tkaniny, dzianiny, skóry, futra’. Wydaje mi się, że wyraz ten nie ma w polszczyźnie trafnych synonimów, bo mozaika albo zlepek nie oddają w pełni charakteru patchworku. Jednak mimo wyraźnie odczuwanej obcości pisowni i wymowy [paczłork lub peczłork] ów anglicyzm zadomowił się w polszczyźnie. Notują go słowniki języka polskiego, tworzy się też od niego wyrazy pochodne. Na przykład rodzina patchworkowa to taka, w której są wspólne dzieci obojga rodziców i ich dzieci z poprzednich związków, a także „zwielokrotnieni” członkowie rodzin: dziadkowie, ciocie, wujkowie itp.

Wróćmy jednak do dzióbka, bo to on jest bohaterem felietonu, choć ma tu bezpośredni związek z patchworkiem. „Dzióbek w dzióbek” to określenie używane przez osoby szyjące patchworki. Chodzi o precyzyjne zszywanie drobnych elementów, z których powstają większe kompozycje. Jak jednak pisać ów dzióbek? Organizatorzy konkursu, którzy zapisali go przez „ó”, spotkali się z krytyką zwolenników pisowni przez „u”. Kto ma rację? Rację mają ci, którzy piszą przez „ó”, ponieważ dzióbek pochodzi od słowa dziób i jest wariantem słowa dziobek, a zszywane kawałki materiału mają dzióbki podobne do ptasiego dzioba. Wszystkie te rzeczowniki pochodzą od czasowników dziobnąć, dziobać, więc litera „ó” jest w nich uzasadniona.

Ale przecież – powiedzą czytelnicy – słowo dziubek także istnieje, można je znaleźć w różnorodnych tekstach! To racja, choć trzeba stwierdzić, że dziubka przez „u” słowniki nie notują. Jest jednak rozpowszechnione w zwyczaju językowym, a używane głównie jako wyraz pieszczotliwy, tzw. afektonim. Do ukochanej osoby możemy napisać: Dziubku mój kochany. Ów dziubek nie jest jednak spokrewniony ze słowami dziób i dzióbek, tylko pochodzi od słowa dziubać 'uderzać czymś ostrym, kłuć'. Może kojarzy się z całowaniem, gdy „dziubiemy” się nosem? Chyba jednak nie, bo etymologicznie całować to nie dziubać, tylko scalać, gdyż od tego właśnie wyrazu wywodzi się czasownik całować.

Jak widać, uzasadnienie dla pisowni dziubek jest znacznie trudniejsze niż dla pisowni dzióbek. Czy jednak musimy ją uzasadniać? Wystarczy przyjąć, że czułe słówko dziubek może być także pisane przez „u”. I że mogą być od niego tworzone różne określenia: dziubulek, dziubulinek, dziubulasek, dziubeniek, dziubasek, dziubul, dziubuś i inne, które przyjdą do głowy i do serca zakochanej osobie. Rzecz jasna, te same słowa mogą być też pisane przez „ó”. 

A co z nazwą konkursu? Już wiemy: hasło „Dzióbek w dzióbek” jest trafne i zapisane poprawnie.

13.01.2023

Nie tyle – ile

O składniowych „papużkach nierozłączkach”, czyli podwojonych spójnikach, pisałam tu kilkakrotnie. Jest to jednak dość trudny problem poprawnościowy. A że w nadchodzących maturach ocena pracy uczniów będzie zależała między innymi od ich sprawności w budowaniu różnorodnych zdań, takie przypomnienie może im się przydać.

            Te „papużki” to pary spójników używane jako swego rodzaju konstrukcja, na której opiera się zdanie złożone. Mówiąc prościej: muszą wystąpić oba, żeby się owa konstrukcja nie zawaliła. Jeśli użyjemy jednego, to nie możemy zrezygnować z drugiego. Dotyczy to takich podwojonych spójników: jeśli – to, dlatego – że, nie tyle – ile, o ile – o tyle, nie tylko – lecz także, zarówno – jak i, chociaż – to jednak, tak – jak.

Swoboda pisania dopuszcza możliwość pominięcia jednego członu w dwóch parach spójników: jeśli – to oraz chociaż – to jednak. Można napisać: Jeśli się nauczysz, to zdasz egzamin albo: Jeśli się nauczysz, zdasz egzamin. Można napisać: Chociaż się starał, to jednak nie zdał egzaminu albo: Chociaż się starał, nie zdał egzaminu. Jednak mimo że nie zapisaliśmy w tych zdaniach drugiego spójnika, to się go domyślamy, więc wzorcowa konstrukcja składniowa została zachowana.

Taka swoboda twórcza nie dotyczy innych spójników, które muszą występować razem. Mam na myśli zwłaszcza połączenie dlatego – że, w którym drugi spójnik często jest zastępowany spójnikiem bo. Poprawne jest zdanie: Nie piszę wierszy dlatego, że nie potrafię. Poprawne jest również zdanie: Nie piszę wierszy, bo nie potrafię. Pomieszanie tych dwóch konstrukcji jest błędem składniowym.

Trzeba przyznać, że nie są to łatwe zasady szczególnie dziś, gdy częściej czytamy teksty publicystyczne (zwłaszcza w internecie) niż starannie opracowane teksty literackie czy popularnonaukowe. Ale nawet najbardziej rygorystyczne zasady mogą się z czasem osłabiać i poddawać zwyczajowi językowemu. Tak się dzieje z dwoma innymi parami spójników: nie tylko – lecz także oraz nie tyle – ile.

Wzorcowe połączenie: nie tylko – lecz także jest stosowne w starannych testach pisanych. W tekstach „lżejszych”, zwłaszcza mówionych, częściej używamy wariantów: nie tylko – ale i, nie tylko - ale też, nie tylko – ale również. Choć Wielki słownik poprawnej polszczyzny PWN wydany w końcu ubiegłego wieku przestrzega przed użyciem tych niewzorcowych konstrukcji, to dziś już nie uznajemy ich za niepoprawne. Potwierdza to aktualny Wielki słownik języka polskiego PAN.

Podobnie jest z wzorcową konstrukcją nie tyle – ile, zastępowaną przez konstrukcję nie tyle – co. Tej drugiej używają nie tylko „zwykli” użytkownicy polszczyzny, lecz także tacy mistrzowie pióra, jak Stanisław Lem, Kornel Makuszyński, Wiesław Myśliwski, Daniel Passent, Stanisław Ignacy Witkiewicz, więc i ten wariant można uznać za właściwy.

Nie wiem jednak, jak będą te dwie nowatorskie konstrukcje składniowe oceniać maturalni egzaminatorzy. Dlatego radzę maturzystom: wkujcie formy wzorcowe, a szaleć językowo będziecie już po zdanej maturze.

Używamy plików cookies, aby zapewnić najlepszą jakość. Kontynuując korzystanie z naszej strony, zgadzasz się z naszą polityką dotyczącą plików typu cookies.